Sprawozdanie z regat w Lublinie 9 – 11 maja 2025r.

Tak się tradycyjnie już utarło, że jeżeli remontuję łódkę wiosną, to nie zdążam do Charzyków (tylko w 2022 r. nic nie robiłem przed sezonem przy łódce). Ale na szczęście tym razem remont był bardziej ograniczony, a Marysia w terminie lubelskich regat też miała czas, więc wszystko się dobrze ułożyło by nareszcie odwiedzić regatowo Lublin.

Dojazd z Łodzi do Lublina jest znakomity. Cały czas autostrada lub ekspresówką. Trochę tylko straszno, że w tę samą stronę zmierza też zapomniana radziecka sonda wenusjańska, wracająca po latach na Ziemię. Upadek sondy prognozowany jest na sobotę rano, być może w okolicach Lublina. Ale nie wystraszył nas ruSSki kosmiczny złom i w piątek wieczorem, wśród dróżek i krzaków nad Zalewem Zemborzyckim, zaczynamy poszukiwania bazy regat. Przybysze z daleka nie od razu wiedzą, że trzeba wjechać w tę dróżkę z zakazem wjazdu, że Yacht Klub Polski Lublin i Yacht Club Politechniki Lubelskiej, to dwa osobne byty (i lokalizacje), mimo podobnego skrótu nazwy (YKPL / YCPL). A z oddali to wyglądało na to samo. W końcu udaje się znaleźć wszystko co trzeba. Miejsce postoju łódek jest w bazie harcerskiej. Można tam też rozłożyć namiot. Pod bramą harcerskiej bazy znajdujemy przyczepę z Furią, czyli wszyscy są już na miejscu. Zanim zaczął padać deszcz, udało się postawić maszt Nowej Nadziei i częściowo otaklować. Reszta rano przed regatami.

Rano radziecki kosmiczny złom kieruje się na Włodawę, a potem znika gdzieś na Białorusi. Można spokojnie zająć się startem. Pogoda jest żeglarska. Nieprzesadnie ciepło, sporo wiatru i trochę deszczu. Zalew Zemborzycki to akwen w sam raz na regaty, chociaż da się od razu ogarnąć wzrokiem. Korsarzy niedużo: Gospodarze: Mała Mi, Killer, Louve i POL-44 i Goście: Furia i Nowa Nadzieja. Start szeroki, nie ma problemu z wystartowaniem z pierwszej linii. Wiatr mamy północny ku zachodowi, więc rozpędza się w dolinie rzecznej za tamą. Prawa strona trasy nie osłonięta zadrzewionym cyplem, lepiej pcha dość ciężką Nową Nadzieję w górę trasy. Kurs spinakerowy wypada po bardziej osłoniętej stronie trasy, więc tu nie udaje się wiele nadrobić. Ale ostatnia boja trasy, nr 4, znów wyprowadza na silniejszy wiatr. Tu nawet udaje się wejść w ślizg na baksztagu, który staje się półwiatrem. Przy okazji wyścigów, testujemy też nowe żagle, których od czasu zakupu, dotąd nie było okazji, z braku miejsca w domu, nawet rozwinąć.  Panoramiczne okna, wykonane wg nowych przepisów, utwierdzają w przekonaniu, że przeciwnicy „na prawym” zostaną w porę dostrzeżeni. W tych sprzyjających warunkach pierwszego dnia regat pewnie lokujemy się w środku stawki Korsarzy (Furia, 44, Mała Mi, Nowa Nadzieja, Kiler i Louve).

Po wyścigach impreza w klubie YCPL powoli się rozkręca. Najpierw poczęstunek dla  zawodników… W międzyczasie obok biwaku przy bazie harcerskiej, dają się zaobserwować postaci pracowicie grzebiące w trawie. O co chodziło, wyjaśnia się wkrótce, ale tak do końca dopiero następnego dnia. Gdzieś tu zaginęły klucze do samochodu Kłaka. Tymczasem na imprezie przy ognisku, dojadamy ostatnie karkówki i pojawiają się dokupione trunki z pobliskiej Stokrotki. Większość uczestników regat zakończyła rywalizację w pierwszym dniu, więc mogą sobie pofolgować. Korsarze jednak jutro się też ścigają, więc w miarę możliwości, jedni szybciej inni później, udajemy się na spoczynek.

W niedzielę prognoza przewiduje mniej wiatru i więcej słońca. Kłaku znajduje zaginione klucze w swojej łódce. Tak to optymistycznie zaczyna się drugi dzień imprezy. Wiatru jest mniej, ale niespodziewanie moczą nas deszczowe szkwały. Słaby wiatr faworyzuje lżejsze łódki i nowa Louve tym razem nas prześciga, ale odrabia tylko jedno miejsce. Słaby wiatr to także mniej wyścigów, mniej szans na poprawę (lub pogorszenie) wyniku. W czołówce brak zmian kolejności. Ostateczne wyniki: Furia POL-46, POL-44, Mała Mi POL-78, Nowa Nadzieja POL-39, Louve POL-7, Killer POL-76.

Gdy wypełzamy na brzeg, na szczęście pojawia się słońce, pomagając wyschnąć i sprawnie się spakować. Dojadamy resztę zupy regatowej, odbieramy nagrody i opuszczamy gościnne progi bazy YCPL. Na pewno chętnie będziemy tu wracać. Baza, akwen i organizacja jest bez zarzutu. Przyjazd zależy tylko od  tzw. sił wyższych, bo chociaż ze wszystkich rzeczy nieważnych, najważniejsze są regaty, to czasem nie udaje się zgrać łódki, załogi i sternika na jeden termin.

Sprawozdanie napisała załoga POL39 Nowa Nadzieja

korsar.pl © 2025. All rights reserved.