
Na Mechelinki zawsze można liczyć.
Zarówno gospodarze-organizatorzy Pucharu Mechelinek, jak i pogoda w dniach regat (31 maja – 1 czerwca 2025 roku) – na wysokim poziomie. Mimo przeszkód związanych z przebudową terenu klubu (szczupłością miejsca) z jednej strony oraz anomaliami globalnego ocieplenia (upalne południe i zimna północ Europy) z innej, regaty odbyły się zgodnie z planem. Do rywalizacji przystąpiło piętnaście załóg.
Dzień pierwszy upłynął pod znakiem dość mocnego wiatru i jeszcze mocniejszych jego porywów. Niektórzy się przewracali, inni byli o krok od tego manewru… Każdy jednak odczuwał zadowolenie z warunków, które umożliwiły wykazać się umiejętnościami. My na przykład – nieustraszona załoga POL 61 – uznaliśmy za sukces nieprzewrócenie się, mimo że słona woda wlewała się podczas przechyłów do kokpitu „Gladiatora”.
Cztery wyścigi w groźnej kipieli morskiej i wśród atakujących zewsząd omeg i marinerów dały sporo satysfakcji dzielnym korsarkom i korsarzom. Obserwator z zewnątrz mógłby może zgłaszać jakieś zastrzeżenia, mnożyć wątpliwości co do stylu przelotów między poszczególnymi znakami trasy, ale z całą mocą odpieramy takie zarzuty – łatwo krytykować z zewnątrz, gdy można każdą sytuację oglądać zimnym okiem. W trakcie walki patrzy się jednak z innej perspektywy.






Drogi dzień przyniósł odmienne emocje. Wstające nad zatoką słońce oświetlało płaską, równą powierzchnię wody, pozbawioną urozmaicenia igrającej fali. Jedynie nieznaczne zmarszczki świadczyły o tym, że nie jest to tafla lodu. Korsarze już wiedzieli, że warunki żeglugi uległy zupełnej zmianie. Dodatkowo uśmiechy na twarzach gasiła perspektywa zagłosowania w drugiej turze wyborów prezydenckich…
Jednak nie było aż tak źle, jak się zapowiadało. Wiatr wprawdzie osłabł, ale przecież dało się rozegrać kolejne trzy wyścigi. Usatysfakcjonowani zwycięzcy odebrali gratulacje od kolegów i udali się do urn (wyborczych).
Wśród radości, poklepywania po plecach i silnych uścisków dłoni brać (i sióstrz?) korsarska rozjechała się do domów z poczuciem dobrej zabawy i godnego reprezentowania swoich klubów.
O czym z przyjemnością informuje załoga „Papillona”, tj., chciałem powiedzieć „Gladiatora”.
Zdjęcia dzięki uprzejmości M. Nadrzewia.